Rejs à la „krótki spacer”, a jednak wiele dający. Przy niesprzyjającym wietrze trasa, którą promy pokonują w 1,5 dnia, przeciągnęła się na cały tydzień. Bornholm, Christiansø to miłe plusy rejsu. Minus to niezaliczony niestety Kalmar. Ale do Olandii (choć na sam koniuszek) udało nam się dopłynąć.
Bornholm – duńska wyspa w zasięgu każdego Polaka. Często zbawienny przystanek dla bałtyckiego żeglarza. Miejsce odosobnienia i innego świata – spokojnego, życzliwego, drogiego i z obrzydliwym piwem.
Christiansø i Frederiksø - 2 malutkie wysepki po sąsiedzku z Bornholmem, na mapie prawie niewidoczne, gdzie życie paru stałych osadników całkowicie zależy od warunków na morzu i transportu morskiego. Raj dla ornitologów i szukających wietrznego spokoju w kamienno-skalistym krajobrazie.
Karlskrona – przedpokój kontynentalnej Szwecji. Niby cel naszych promów ale jednak wciąż cicha i jakby zapomniana. Atrakcje zapewnia muzeum marynistyczne, ale przytulnych knajpek w mieście czy nawet w porcie – na próżno szukać. O Gronhogen nie wypada wspominać …