Po krótkim przystanku w epoce brązu kierujemy się do Oslo. Do stolicy Norwegii mamy bliżej niż do Sztokholmu ;) A samo Oslo, no cóż, nowoczesność i drożyzna. Miasto blistru i szyku, przeokropnie drogich sklepów i salonów, nadętych ludzi, nowoczesnych wynalazków i kart kredytowych. Jeszcze do niedawna Oslo okrzyknięte było najdroższym miastem świata i w pełni to potwierdzam. To tu na ulicach stoją same elektryczne auta i hybrydy. Co słupek widać kabel „do tankowania” na chodniku. A kible miejskie są na kartę kredytową, szok !
To miasto nie ma starówki, a to dlatego że nabrało znaczenia dopiero parę wieków temu. To Bergen skupiało na sobie całą uwagę handlowo-przemysłową. Teraz jest na odwrót – Bergen ucichło, Oslo bryluje. To spowodowało, że w Oslo nie ma pozornie co zwiedzać. Mówię pozornie, bo miasto postawiło na muzea. Tu znajdziecie muzeum każdej okazji, porozrzucane po całym mieście. Najważniejsze to Fram, H.Ibsena, Kon Tiki, Muncha, Nobla, Vigelanda, skansen, łodzi Wikingów i wiele innych. Jeśli by chcieć coś innego to warto odwiedzić Zamek i Fortecę Akershus, Pałac Królewski ze zmianą warty, ulubioną skocznię Małysza – Holmenkollen, Ratusz, Stortinget (parlament) i Park Frogner z charakterystycznymi rzeźbami Gustawa Vigelanda. Wiele z tych rzeczy udało nam się odwiedzić, a w drodze do i z nawet zobaczyliśmy "mini-fiord".