Już w drodze do Benson dzwonią do nas z mariny, że z naszego pływania nici. I faktycznie po przyjeździe do bazy widać, jak wylana Tamiza pędzi podmywając brzegi. Nurt jak w garnku z wrzątkiem, nie ma szans na uruchomienie silnika , a co dopiero manewrowanie… Ot paradoks, jeszcze 2 tygodnie temu w tym rejonie była susza. Prognozy pogody sugerują, byśmy poczekali w Benson na rozwój wypadków i ostateczną decyzję: czy w końcu popływamy, czy „spływamy” do Polski. My oczywiście tego czasu nie marnujemy. Dla nas nie straszna pogoda „pod burkiem” i zwiedzamy ile wlezie w deszczu. Na pierwszy rzut idzie Wallingford, a na deser – Londyn.
Wallingford – małe średniowieczne, klimatyczne miasteczko nad Tamizą. Kiedyś miało zamek królewski, z którego cegły poszły na odbudowę zamku w Windsorze. Obecnie najbardziej znane miejsce miasta to plac miejski z pomnikiem wojennym.