Celowo przejeżdżamy przez włoskie Livigno w nadziei, że zrobimy „zapasy” w strefie bezcłowej. Niestety ta włoska bezcłówka nie jest tak atrakcyjna jak na przykład hiszpańska w La Janguerra – no trudno, zapasy są mniejsze a koszyki nie do końca zapełnione. Za to o tej porze wciąż jest tu mnóstwo śniegu i narciarzy. Ku naszemu nieszczęściu wszystkie drogi przez Italię są zamknięte. Zmuszeni jesteśmy jechać przez wcinający się kawałek Szwajcarii. Szwajcaria to odprawa, a my wszystkie bagażniki wypchane wysokoprocentowym alkoholem. Robimy przemyt i wciskamy gaz do dechy. Celnicy jeszcze próbują nas dogonić, ale nie ma to jak polak za kierownicą. Nikt tak nie umie łamać przepisów jak my. Wwozimy ten cały procentowy majdan z powrotem do Włoch.