Pociągiem do Krakowa docieramy wcześnie rano. Przesiadka w autobus do Bośni - późno wieczorem. Mamy zatem cały dzień na zwiedzanie Krakowa (było intensywnie, ale to nie ten dział podróżniczy, przekierowuję do zakładki PL).
Po rozlokowaniu się w autokarze niemal od razu zasypiamy. Nie rejestrujemy nawet przekroczenia granicy w Hyżnem. Jedziemy jednym ciągiem do Sarajeva. Gdzieś w nocy przekraczamy granicę HU, a nad ranem następnego dnia - granicę CRO. W południe przekraczamy docelową granicę BiH i na 16:30 dojeżdżamy do hostelu w Sarajevie.
A po drodze od granicy BiH już widać że jesteśmy w Bośni. Niby od wojny minęło już 20 lat, ale wciąż ją widać za oknem w postaci wszechobecnych ruin i chaszczy. Tylko nieznaczna część domów jest odremontowywana, większość nadal świeci kulami po ostrzeliwaniach i ogólny widok sprawia wrażenie dość biednego..... Im głębiej w kraj, a szczególnie im bliżej stolicy, tym ten obraz się poprawia, ale nadal w Bośni jest wieeeele do zrobienia.