A w samym Lwowie czujemy się już jak w domu, tu zresztą wraca się jak do domu.
Zwiedzamy i imprezujemy na całego: knajpy, muzea, kafejki, zabytki...... Przez te 2,5 dnia udaje nam się zrobić wszystko co w okolicach centrum i Rynku. Opijamy się w dobrą kawę, odkrywamy nową knajpę piwną na Rynku, odkrywamy pyszne słodkości i oczywiście jedzenie "w Puzatej Chacie". A nawet udaje nam się zakupić ukraińskie tajne medykamenty w aptece i zaopatrzyć w ukraińskie używki :)
Najdalszym naszym miejscem i takim bardzo sentymentalnym był Cmentarz Łyczakowski. Tu po swojemu zapalamy znicze na grobach Polaków i ronimy szczere łzy nad mogiłami 16-letnich Ukraińców.
Nogi złażone, plecak spakowany, zakupy porobione, oko ucieszone. Zatem chyba czas do domu. Ciekawe tylko jak będzie wyglądać granica na powrocie.......