Poniedziałkowy ranek spędzam dosłownie w downtown Minneapolis. Ponieważ nie udało mi się wcześniej zdobyć żadnej mapy miasta, pilnuję się dokładnego rozkładu ulic w pamięci i nie udaję się tam, gdzie nie mam pewności. Na szczęście na Nicollet Ave udaje mi się przez przypadek znaleźć punkt informacji turystycznej, gdzie znajduję potrzebne mi mapy i pamiątki. Miasto, downtown, wygląda specyficznie, różni się od reszty dzielnic i oczywiście przedmieść. Jest bardzo amerykańskie i pełne strzelistych drapaczy chmur. Wszystkie te biurowce mają swoje nazwy albo numery, ale za Chiny Ludowe nie pytajcie mnie jakie są poszczególne nazwy. Co zauważycie od razu to katolicki kościół św. Olafa, który jakby nie pasuje do nowoczesnego charakteru miasta (mimo że sam nie jest stary). Dość charakterystyczny jest też City Hall (Ratusz), niższy niż drapacze, z zielonym dachem. Nowy stadion (U.S.Bank stadium) w oddali też rozpoznacie. Atrakcyjnej dziewczynie trochę ciężko chodzić samej po mieście, bo wszędzie kręcą się bezdomni z dobytkiem na kółkach. Niby nic nie robią, ale zaczepiają i mamy wtedy mały problem. To z ich powodu właśnie nie weszłam do kościoła św.Olafa, bo zrobili sobie tam coś na kształt domu. A szkoda…..